lis
22

Miasto-platforma i miasto-fabryka danych

Źródło: Tomasz Kulisiewicz
Opublikowany w // //
Print Friendly, PDF & Email

fabrykaW przyjętym w czerwcu 2013 r. przez Radę Ministrów „Planie działań służącym realizacji Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030” bardzo mało jest o partycypacji mieszkańców.  A przecież zgłaszanie pomysłów i ich wybór w ramach budżetów obywatelskich oraz na konsultacjach społecznych jest bardzo ważnym czynnikiem budowy miasta inteligentnego i przyjaznego dla mieszkańców. W dokumencie tym [1] skoncentrowano się na samym planowaniu przestrzennym, niestety  zaniedbanym przez całe lata, co dziś widać w wielu polskich miastach (z Warszawą na czele), które gnębi z jednej strony chaotyczna „deweloperka”, a z drugiej – zjawiska zupełnie zbędnej dezurbanizacji. Chaos „deweloperki” skutkuje nie tylko brakiem spójnego krajobrazu miejskiego, ale także nienadążaniem podstawowej infrastruktury miejskiej i cywilizacyjnej za powstającymi osiedlami mieszkaniowymi. W rezultacie w ostatnich latach pojawiały się w miastach wielkie nowe osiedla, do których nie dało się wygodnie i w rozsądnym czasie dojechać ani z nich wyjechać, na których nie było żłobków, szkół, bibliotek, instytucji kultury, a między odgrodzonymi i zamkniętymi budynkami mieszkalnymi nie ma żadnej przestrzeni publicznej, tak istotnej dla kształtowania się i działania społeczności miejskich. Zbliżone problemy wynikają z dezurbanizacji – bezładnego i niepotrzebnego rozlewania się miasta na oddalone od niego i od siebie nawzajem podmiejskie osiedla-sypialnie, zupełnie nie integrujące ze sobą ich mieszkańców. Ironicznie można powiedzieć, że stosunkowo dobrze sytuowani mieszkańcy takich przedmieść (których stać było na domy na podmiejskich osiedlach) widują się ze sobą tylko przez szyby samochodów, stojąc w korkach po drodze do i z pracy.

Zjawiska dezurbanizacji pociągają za sobą wiele problemów, zarówno ściśle techniczno-ekonomicznych, jak i społecznych. Wyraźnie widoczne są one w Warszawie, dodatkowo gnębionej dekretem Bieruta i nieumiejętnością rozwiązania tej kwestii przez ćwierć wieku od zmiany ustroju. Miasto jest rozwleczone w różne strony i żeby uniknąć kompletnego paraliżu musi przeznaczać ogromne środki na budowę obwodnic i tras dojazdowych, a jednocześnie w samym środku miasta widoczne są wielkie połacie terenów o nieustalonym stanie prawnym, przy czym nie służą one celom publicznym, nie ma na nich choćby terenów zielonych. W większości takich miejsc straszyły niezbyt zabytkowe ruiny upadłych zakładów przemysłowych z lat 50.-70. XX w. czy kuriozalnie rozległe tereny kolejowe.

Nadzieję na zmianę dają działania samorządów. Najlepsze z nich zaczynają stosować nowe sposoby planowania i zarządzania miastami, metody nowego zarządzania publicznego aktywnie wykorzystującego partycypację mieszkańców i przedsiębiorców z miast. Jednym z najważniejszych elementów takiego zarządzania jest dzielenie się informacjami, a nie tylko komunikowanie mieszkańcom celów i ewentualnie wskaźników ich osiągania. Po to, by mieszkańcy i lokalni przedsiębiorcy mogli korzystać z danych dostarczanych przez miasto, trzeba je przedstawiać w formie danych otwartych, możliwych do wykorzystania w różnorodnych serwisach i usługach, dających się przekształcić na informację zrozumiała także dla niefachowców. Ta koncepcja otwartych danych oraz miasta jako platformy jest transformacją na poziom samorządowych koncepcji „rządu jako platformy” (ang. government as a platform), sformułowanej m.in. przez Tima O’Reilly’ego w jego pracach. Według tej sformułowanej w 2010 r. koncepcji[2] rząd (a nawet szerzej: zbiór instytucji publicznych) stanowią otwartą platformę i środowisko działania różnych podmiotów komercyjnych i społecznych, tworzących innowacyjne usługi dla obywateli i firm. W koncepcji rządu jako platformy rząd nie musi sam wymyślać i dostarczać wszelkich usług e-administracji. Wystarczy, jeśli udostępni dane i informacje publiczne oraz odpowiednie procedury i zasady, umożliwiając przedsiębiorcom oraz organizacjom pozarządowym tworzenie własnych e-usług i współtworzenie usług publicznych razem z administracją.

Koncepcję „miasta jako platformy” wprowadza w życie już wiele samorządów miejskich na całym świecie, tworząc portale i rejestry udostępniające dane w otwartych formatach maszynowych poprzez interfejsy programowe (API – ang. Application Programming Interface) i pozostawiając budowanie aplikacji i systemów użytkowych zewnętrznym partnerom. Pionierem takich rozwiązań w Polsce jest Poznań. Warto przypomnieć, że „transformacja Miejskiego Informatora Multimedialnego i Biuletynu Informacji Publicznej w system brokera informacji, umożliwiający pobieranie treści i implementowanie ich w zewnętrznych serwisach informacyjno-usługowych, opartych o otwarte standardy” została zadeklarowana jako jeden z celów programu „Cyfrowy Poznań”, przyjętego już w 2010 r. w ramach „Strategii Rozwoju Miasta Poznania do roku 2030”[3] i realizowanego do dziś, m.in. w taki sposób, by system informacji przestrzennej miasta był źródłem „specjalistycznych informacji o mieście oraz danych referencyjnych użytecznych w procesach inwestycyjnych i analizach przestrzennych”. Zadania takie realizuje się poprzez wyposażaniu platform informatycznych gromadzących dane w API, udostępniających otwarte dane serwisom informacyjnym i aplikacjom usługowym.

Miasta wraz z ich instytucjami administracyjnymi, edukacyjnymi, kulturalnymi i ochrony zdrowia, a także jednostkami gospodarczymi, np. spółkami komunalnymi są „fabrykami danych”. Dane te mogą udostępniać w postaci surowej i przetworzonej. Najważniejsze, by udostępnianie zachodziło w zdefiniowanych formatach otwartych, umożliwiających korzystanie z nich na różne sposoby, w działalności komercyjnej i niekomercyjnej. Jak o tym piszemy w opracowaniu „Otwarty Rząd i ponowne wykorzystanie informacji publicznej – inspirujące wzorce z Polski i ze świata”[4] wymaga to jednak uświadomienia sobie przez władze miast wagi tych zagadnień oraz istotnych zmian w strukturach i zasadach zarządzania miejskimi zasobami danych. Dane te znajdują się zazwyczaj w rejestrach i bazach danych, które powstawały historycznie do realizacji poszczególnych i pozornie ze sobą niepowiązanych celów i zadań, jako zamknięte i odizolowane od siebie „silosy”, pozostające zwykle w gestii różnych komórek i jednostek organizacyjnych zarządów miast i jego instytucji. Utrudnia wykorzystanie tych danych nie tylko przez podmioty zewnętrzne, lecz także przez inne jednostki miejskie. Nie dość, że trzeba dopiero tworzyć dla nich dodatkowe interfejsy programowe, ale też zazwyczaj dane te są niespójne, nie mówiąc już o często występującej niskiej jakości danych. Najczęstszym problemem w takich rejestrach są różne definicje pokrewnych czy tych samych elementów zasobów albo ich różne formaty, co przeważnie wynika z braku lub niekorzystania ze wspólnych słowników pojęć. Sztandarowym przykładem są różnorodne zapisy tych samych adresów w mieście, mimo istnienia odpowiednich rejestrów referencyjnych.

Stan taki trzeba będzie bardzo szybko zmienić w obliczu zbliżającego się „tsunami danych”. Będzie ono rezultatem coraz wyraźniejszego upowszechniania się Internetu rzeczy (IoT – Internet of Things) i danych pochodzących z sieci czujników i urządzeń przekazujących sobie dane bez udziału człowieka. Już dziś coraz więcej jest w naszych miastach systemów bazujących na rozwiązaniach IoT, stosowanych m.in. w zarządzaniu transportem publicznym i ruchem miejskim, w miejskiej energetyce, wodociągach i kanalizacji, w oświetleniu ulicznym, czy w monitoringu bezpieczeństwa. Jak stwierdzono w cytowanym opracowaniu:

„Włodarzom miast ciągle jeszcze się wydaje, że jest to problem techniczny, który rozwiązywać ma informatyk miejski. Decydenci nie widzą korzyści z dostępu do odpowiednio przetworzonych danych. W wielu wypadkach decyzje podejmowane są bardziej na zasadzie wyczucia, a nie wiarygodnych informacji.”[5] Choć jak stwierdzono uprzednio, „miasto inteligentne to nie tylko komputery”, widać jednak wyraźnie, że jeśli polskie miasta mają być miastami inteligentnymi – a takimi być muszą wobec wyzwań teraźniejszości i przyszłości – muszą tworzyć stanowiska istniejące już w wielu miastach na świecie: CIO (City Information Officer) lub CDO (City Data Officer). Urzędnicy na tych stanowiskach muszą mieć odpowiednie umocowanie w strukturach zarządów miast oraz zakres działania i kompetencji umożliwiający im kompleksowe zarządzanie miejskimi danymi, ich integracją i spójnością oraz interoperacyjnością systemów informacyjnych i informatycznych.

[1] Por.: http://www.mir.gov.pl/rozwoj_regionalny/Polityka_przestrzenna/KPZK/Aktualnosci/Documents/
Plan_dzialan_KPZK_2030_04_06_13.pdf (dostęp: 7.11.2014).

[2] T. O’Reilly. Open government and „next generation democracy”. http://radar.oreilly.com/2010/11/
open-government-and-next-gener.html (dostęp: 14.11.2014),
a także http://inteligentnemiasta.pl/miasto-jako-platforma-fundament-koncepcji-smart-city/5239/.

[3] Por.: http://bip.poznan.pl/bip/strategia-rozwoju-miasta-poznania-do-roku-2030,doc,42/
strategia-rozwoju-miasta-poznania-do-roku-2030,62.html (dostęp: 7.11.2014).

[4] Por.: http://opengovernment.pl/sites/default/files/otwarty_rzad_wyd_2.pdf (dostęp 10.11.2014), s. 6-16.

[5] Tamże, s. 12.

Tomasz Kulisiewicz

Absolwent informatyki na Politechnice Budapeszteńskiej (1974), doktorat z informatologii na Uniwersytecie Warszawskim (2015). Analityk rynku komunikacji elektronicznej. Zajmuje się także zagadnieniami zastosowań informatyki i komunikacji elektronicznej w administracji publicznej i w gospodarce, aspektami społecznymi oddziaływań technologii informacyjnych oraz historią polskiej informatyki i telekomunikacji. Zastępca dyrektora w Ośrodku Studiów nad Cyfrowym Państwem, wiceprezes Oddziału Mazowieckiego Polskiego Towarzystwa Informatycznego i sekretarz Rady ds Kompetencji Sektora IT PTI.

Polecane wpisy

TAGI DLA WPISU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


jeden × 3 =

Captcha Captcha Reload